To był jeden z tych dni, które się pamięta. Dogadaliśmy, że Monk po swoim porannym locie, zrobi pięknego kosiaczka. Wszystko zapowiadało się mega fajnie. Razem z Piotrkiem Łysakowskim byliśmy nieźle podnieceni i też nawet trochę zdziwieni, że takie rzeczy na Krzesinach? Schody zaczęły się jednak na wieży. I nie chodziło o te schody wejściowe, bo posłużyliśmy się windą. Kontrolerzy lotów nic nie wiedzieli o naszym planie. Gdy już się od nas o nim dowiedzieli, to zaczęła się rozkminka gdzie moglibyśmy stanąć, by było bezpiecznie i zgodnie ze wszystkimi zasadami. W końcu ustaliliśmy naszą pozycję, która została przekazana Monkowi przez radio. Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że jest jeszcze jeden problem. Totalny dramat z warunkami do focenia. Bardzo mocne światło i potężna termika szalejąca nad pasem nie dawały szans na ostre zdjęcia. Przekonaliśmy się o tym fotografując pierwsze Vipery wracające z porannego wylotu. Po chwili dostaliśmy wiadomość, że wraca Monk. Nie musieliśmy długo wypatrywać, którym leci samolotem, gdyż tuż po chwili zobaczyliśmy zamazany od termiki kształt nad lasem. Uwielbiam te chwile, gdy obserwuję przez obiektyw rosnącą sylwetkę samolotu lecącego na tak małej wysokości. Jeszcze chwila, dwie i.... jeb! Ten moment gdy ta wielka maszyna przelatuje ci nad głową, a dźwięk w jednej chwili z narastającego szumu zmienia się w potężne huknięcie połączone z potężnym "chuchnięciem" powietrza zmieszanego ze spalinami! Woooow! Masakra! Tuż po przelocie nad nami Monk wyrwał w górę i... Nieee, nie rozpoczął podejścia do lądowania. Przelot nr 2! Jeszcze niżej i jeszcze piękniej! Cudowne wrażenia. Na szybko rzuciłem okiem na fotki i już wiedziałem, że szału z tego nie będzie. Zdjęcia zostały w głowie, a poniżej zamieszczam to co udało się wyciągnąć z aparatu.
Po przelotach postanowiłem pozostać jeszcze trochę w Bazie. Skoro i tak miałem urlop i była piękna wiosenna pogoda i szykował się kolejny wylot, to czemu nie skorzystać? Udałem się na moją ulubioną miejscówkę na końcu drogi kołowania i rozkoszowałem się wiosenną pogodą, wiosennymi klimatami poddając się "chuchaniu" silników F-16, które naładowały moją głowę potężną, tak uwielbianą dawką zapachu nafty :)