Co nowego?
Kilka dni wcześniej zupełnie przez przypadek dowiedziałem się, że 16 lipca do Polski mają przylecieć samoloty F-35. Na początku wiadomość ta nie zrobiła na mnie większego wrażenia, gdyż na tapecie miałem obróbkę zdjęć z F-35 z Miami i ledwo skończoną pracę nad fotkami z F-35 z Australii. W sumie to maszyna, którą poza F-16 miałem w tym roku najczęściej przed obiektywem. Pomyślałem więc, że załatwię jakieś akredytacje dla moich ludzi z SPFL. Nagle jednak okazało się, że informacja o przylocie tych niebywałych gości do Powidza obwarowana jest klauzulą i w zasadzie to nie jest tak jak myślałem, że na lotnisku 33. Bazy odbędzie się impreza z ministrami, dowódcami, kilkoma autobusami fotografów i reporterów. W sumie prawie nikogo ma tam nie być poza trzema telewizjami i może, jak się uda, trzema konkretnymi fotografami! Zaczęło to brzmieć inaczej. Pojawiła się nutka „tajnej misji specjalnej”. Balon w głowie związany z wzięciem udziału w tak zacnym wydarzeniu rósł. Szalę dumania przechyliła informacja, że samolotom F-35 będą towarzyszyć moje ulubione F-15! Potem poszło już szybko. Ogarnąłem akredytację w bazie (dziękuję!) i wolne w pracy i już kolejnego dnia siedziałem w Charliem jadąc w kierunku Powidza. Nawet wyjątkowo na ten dzień zamieniłem na kurtce moją ukochaną naszywkę z F-22 na… F-35! :) Miało to mieć później niemałe znaczenie.
Już dawno przyzwyczaiłem się do myśli, że baza w Powidzu jest bardziej amerykańska niż polska. Dlatego nie zdziwił mnie fakt, że to właśnie Amerykanie ustalili nam zasady, jakie mają obowiązywać podczas fotografowania. Zasady dla nas, Polaków, bo fotografowie z USA nie mieli żadnych ograniczeń. Fakt nie zdziwił, ale był trochę denerwujący. Ciekawe czy jak Polacy gdzieś lecą , to polski oficer idzie do ichnich fotografów i mówi im co wolno, a czego nie wolno. Trudno – nie było opcji na dyskusję. Z pokorą przyjęliśmy wytyczne, że musimy fotografować z dość daleka – niemalże z parkingu, gdzie stały nasze samochody, że nie wolno fotografować F-35 ani od przodu, ani od tyłu. Przyjąłem te zasady i tak z zadowoleniem, bo najważniejsze, że w ogóle mogę tu być i w ogóle robić jakiekolwiek zdjęcia. Na wesoło też poplotkowałem z panią oficer, pokazując jej kilka tak „zakazanych” zdjęć F-35 sprzed kilku tygodni. Rozumiałem jednak, że będziemy fotografować samoloty, które biorą udział w realnych ćwiczeniach, z podwieszonymi realnymi, często nie do końca jawnymi bajerami, a nasze zdjęcia mogą się stać wspaniałym źródłem informacji nie tylko dla fanów lotniczej fotografii. Był też pozytywny aspekt – pani oficer powiedziała, że nie będą nam jednak (a tak ponoć miało być) po fotografowaniu sprawdzać kart i kazać usuwać zakazane zdjęcia. Nie było więc tak źle :)
W ogóle klimat był mega. Byliśmy świadkami elementu operacji Rapid Forge, polegającego na przejęciu surowego lotniska przez małą grupę żołnierzy, zorganizowaniu przez nich zarządzania i obrony lotniska oraz stworzeniu warunków do szybkiego uzbrojenia i zatankowania samolotów. Tak więc kręciło się tuż obok nas może ze trzydziestu amerykańskich żołnierzy. Część uzbrojona, część techniczna. Były amerykańskie cysterny i pojazdy specjalne. Zwłaszcza jeden przypadł nam do gustu, gdyż wyglądał jakby był rodem z Mad Maxa. Byliśmy nieźle podekscytowani tym, co miało się za chwilę wydarzyć.
Najpierw przyleciały C-130J Super Herculesy w ciekawym „inwazyjnym” malowaniu. Jak się później dowiedziałem, wchodziły one w skład 317. Skrzydła Transportowego, stacjonującego na co dzień w bazie Dyess w Teksasie, natomiast do Powidza przyleciały z bazy Ramstein w Niemczech. Jeden z nich przekołował przed nami i zatrzymał się przed drogą startową oczekując na zwolnienie pasa, na którym zaraz miały lądować F-35. Nie pomagało to nam zbyt bardzo. Nie tylko dlatego, że zasłaniał nam widok na pas, ale głównie z powodu, że roztoczył pomiędzy nami a pasem wieeelką przestrzeń gorącego powietrza, która z reguły nie daje szansy na ostre zdjęcia. No trudno. Przyzwyczaiłem się do myśli, że mając takie warunki do fotografowania, taką odległość do samej akcji oraz takie obostrzenia, po prostu trzeba się cieszyć wszystkim co nas otacza. Każdą chwilą we wspaniałym gronie i miejscu, hałasem silników, zapachem lotniczej nafty. A zdjęcia? Jak się ma pozytywne nastawienie to zawsze wyjdą.
W końcu przyleciały F-35. Wszystkie cztery, jeden za drugim, idealnie jak po sznurku. Oryginalnie te F-35A Lightning II należą do 388. Skrzydła Myśliwskiego (421. Eskadra) i 419. Skrzydła Myśliwskiego (466. Eskadra), stacjonujących w bazie lotniczej Hill w stanie Utah. Za nimi dwa F-15E Strike Eagle należące do 4. Skrzydła Myśliwskiego (336. Eskadra), stacjonującego w Bazie Sił Powietrznych Seymour Johnson w Północnej Karolinie. F-35 i F-15 do Powidza przyleciały z bazy Spangdahlem w Niemczech. A nasz Hercules pomiędzy nami a pasem? Zawsze wyznaję zasadę, że skoro czegoś/kogoś nie można zwalczyć, to należy podjąć współpracę. Próbowałem poszukać jakichś ciekawych interakcji.
Już po chwili wszystkie maszyny podkołowały na znajdującą się bezpośrednio przed nami płaszczyznę, na której miało się odbyć tankowanie. Zaczęło się coś, co lubię najbardziej – szaleństwo fotografowania i szukania kadrów. Co chwilę biegałem do pani oficer podpytując, jaki jest zakres naszej przestrzeni. Ten co chwilę zmieniał się wraz ze zmianami sytuacji na płaszczyźnie. Kto mnie zna to wie, że w takich chwilach dostaję fotogłupawy. Raz z jednej, raz z drugiej strony. A to kucałem, a to kładłem się pomiędzy wszystkimi. Mieliśmy ustalone jak blisko można podejść do płaszczyzny, ale nikt nie powiedział, jak daleko można od niej odejść. Uzbrojony w 500mm w poszukiwaniu ciekawych kątów biegałem a to za naszymi samochodami, a to aż do pobliskiego lasu i fociłem zza jakichś krzaków. Moje zachowanie wprawiło w konsternację naszych amerykańskich opiekunów i po krótkim czasie padła decyzja, że jednak moje karty pan pułkownik chętnie poprzegląda. F-35 odkołowały i odleciały.
Ja podszedłem do naszej pani i pana pułkownika. Pułkownik od razu dostrzegł naszywkę z F-35 Demo. Opowiedziałem mu w skrócie moją historię z F-35. Poplotkowaliśmy o pokazach w Las Vegas i Miami. Powiedziałem i pokazałem, że moje dziwne zachowanie nie miało na celu zdradzenia jakiejkolwiek tajemnicy, a jedynie znalezienie ciekawych kadrów pod kątem fotograficznym. Rzucił okiem na kilka zdjęć, uśmiechnął się i powiedział, że są ok. Kadry chyba przypadły też do gustu naszej pani, która poprosiła by wszystkie przysłać do niej jak tylko będą obrobione. Po starcie F-35 nasi amerykańscy opiekunowie nas zostawili. W ogóle zrobiło się pusto, a przecież na płaszczyźnie zostały jeszcze dwa piękne F-15! Co teraz? Gdzie można podejść i z jakich kątów fotografować? Staraliśmy się nie przesadzić, choć ciężko o spokój, gdy przez obiektyw widzi się tyle lotniczego piękna! Mieliśmy sporo czasu, by się na nie napatrzeć, ale też i ich nasłuchać, gdyż stały non stop na pracujących silnikach. W końcu majestatycznie i z charakterystyczną gracją wykołowały, by następnie narobić jeszcze większego huku i piękna swoimi dopalaczami podczas startu. Tak oto zostaliśmy sami pod wielkim wrażeniem całego dnia i w… ciszy, choć w uszach huczy mi nawet do teraz, gdy piszę tę relację.
To był wspaniały dzień! Luiza, Andrzej, Piotr – jeszcze raz wielkie dzięki! Co złego to nie ja :)
ZDJEĆ NA RAZIE TYLKO KILKA - NIEBAWEM PEŁNA GALERIA - OBRABIAJĄ SIĘ :)