Lato, piękna pogoda, wolny (prawie, bo spraw "To Do" od cholery) weekend, sugestia Ewy, że możnaby wyskoczyć nad morze i... nie dałem się długo namawiać.
Kierunek - Jantar. Zupełnie nie moja bajka jeżeli chodzi o wypad nad morze, gdyż zawsze twierdzę, że tam nie morze a zatoka (taaakie większe jezioro). W Jantarze bywałem, ale przejazdem. Tym razem, jako że udało nam się zdobyć hotel, ciśniemy z noclegiem.
Tym razem pojechaliśmy wg planu Ewy więc głównie na plażing. Nowością był udział w wycieczce młodziutkiego CoCo - Ewy psa. Choć nazwać go psem to dziwnie jakoś. Bardziej chmurka? Maskotka? No maluch wspaniały i zakochałem się w nim od początku :) Pomyśleć, że wszystkie psy wywodzą się od wilków? :)))
Plaża Jantar. Jak daleka od moich ulubionych dzikich, bezludnych plaż z morzem z potężnymi falami i wiatrem :)
Postanowiłem jednak wykorzystać właśnie fakt braku tych fal i... pomiędzy parawanowym plażingiem, trochę popływałem :)
W niedzielę po śniadaniu postanowiliśmy pojechać do Mikoszewa, skąd ambitnie poszliśmy do samego Ujścia Wisły. Nigdy tam nie byłem! No na dole, bo nad Ujściem Wisły zdarzało mi się latać podczas sesji air-to-air. Super miejscówka - bardzo polecam! Największe wrażenie zrobiła na mnie ta potężna łacha piachu niedostepna dla ludzi więc pełna wszelakiego ptactwa. Szkoda, że nie miałem ze sobą lepszego sprzętu foto, ale wiadomo: czas wymyślono po to, żeby nie robić wszystkiego od razu :)