Tekściwo
Kecskemet Airshow 2010 (Węgry)
6-8 sierpnia 2010
Na wyjazd na międzynarodowe pokazy lotnicze i wojskowe armii węgierskiej odbywające się na Węgrzech w miejscowości Kecskemét, zwane także Kecskemét Airshow, ostrzyłem sobie zęby już od 2009 roku. Niestety z powodu kryzysu impreza w 2009 roku została odwołana. Apetyt urósł strasznie, podsycany pojawiającymi się na oficjalnej stronie pokazów kolejnymi potwierdzeniami uczestnictwa w imprezie różnych atrakcji. Nie przez przypadek piszę „potwierdzeniami”, bo strona pokazów jest swojego rodzaju ciekawostką. Na dłuuugo przed imprezą na stronie goszczą same światowe gwiazdy, które podobno są zapraszane przez organizatorów. Zazwyczaj znajdziecie tam choćby Blue Angels czy Thunderbirds :) Z czasem pojawiają się potwierdzenia bądź dane pozycje są kasowane. W tym roku było naprawdę dużo potwierdzeń i to takich atrakcji, jakie nie są zbyt często spotykane na pokazach. Może dlatego, że tegoroczna impreza miała między innymi upamiętniać setną rocznicę powstania lotnictwa węgierskiego. Zapowiedzi były naprawdę interesujące. W Kecskemét Airshow udział miały wziąć topowe, europejskie zespoły akrobacyjne z włoskim Frecce Tricolori na czele, który to zespół w tym roku obchodzi swoje 50-cio lecie. Dynamiczne pokazy pojedynczych samolotów również zapowiadały się ciekawie. Przegląd był pełny – od najnowocześniejszych maszyn klasy Rafale, Eurofighter czy F/A-18 aż po konstrukcje już wychodzące z użycia jak MiG-21 czy Mirage F-1. Także i statyka miała być przepełniona atrakcjami z ukraińskim Su-27 na czele.
Przy takim planie pokazów nie sposób było nie podjąć decyzji o wyjeździe na Węgry. Oczywiście nie organizowałem się sam, lecz jak zawsze z ekipą ze Stowarzyszenia Air-Action (spfl.pl). Postanowiliśmy wyjechać wcześniej, by wziąć udział w piątkowych przylotach i treningach. Liczyliśmy na upolowanie przylotu ukraińskiej Su-27 no i zapoznanie się z topografią lotniska, tak by być w jak najlepszym miejscu już podczas samych pokazów. Nie mieliśmy akredytacji prasowych, postanowiliśmy uderzyć tak jak to się kiedyś robiło – pod barierki :) Ma to przecież swój niepodważalny urok.
Na piątek zapowiadano bardzo nieciekawą pogodę i niestety prognozy się sprawdziły. Było po prostu szaro ze sporadycznymi przejaśnieniami i przejściowo padającym deszczem. W takie dni fotografuje się bardzo trudno z uwagi na panujące ciemności. „Za to”, gdy już uda się coś ustrzelić w miarę ostro, to zdjęcia są nieciekawe. Skupiliśmy się zatem na poznaniu topografii lotniska i… dobrej zabawie :) Lotnisko do pokazów usytuowane jest idealnie. Całość pokazu w zasadzie odbywa się ze słońcem w plecy. Można podejść blisko obydwu końców pasa startowego oraz objechać lotnisko dookoła. My zatrzymaliśmy się po jego północnej stronie, gdzie generalnie operują trenujące samoloty. Normalnie stalibyśmy pod słońce ale… w piątek słońca prawie nie było, więc to żadna przeszkoda. W powietrzu działo się dość sporo. Najciekawszy był trening francuskiego Rafale i oczywiście… przylot Su-27! Ta wyjątkowa maszyna przyleciała w asyście węgierskich dwóch MiG-29 i dwóch Gripenów. Wszystkie samoloty leciały w bardzo ciasnym szyku jakby takie rozwiązanie od dawna trenowały. Uwielbiam linię Su-27. Zawsze robi na mnie super wrażenie. Szkoda tylko, że nie zobaczymy jej podczas pokazu dynamicznego.
Sobota rano. Co ja piszę – rano… bardzo rano! :) Mieszkamy w hotelu oddalonym o jakieś 30 km od lotniska, trzeba więc trochę wcześniej wyjechać by zająć dobre miejscówki na lotnisku. Podczas pakowania sprzętu następuje jednak zmiana decyzji. Jedziemy nie na, ale za lotnisko, tam gdzie w wczoraj! Zapowiadana jest słoneczna pogoda. Czy to dobry pomysł? Całość pokazów pod słońce? Jak się później okazało – bardzo dobry! Wiąże się to z podejściem do fotografii lotniczej. Nam bardziej zależy na fotografii z zacięciem artystycznym, więc kontra jest jak najbardziej mile widziana. Fotografowanie pod słońce ma bowiem tą zaletę, że na kontrze wszelkie oderwania i inne zjawiska występujące na płatowcu zyskują na widowiskowości. Kosztem szczegółów samego płatowca. Do tego za lotniskiem wszystkie latające maszyny będziemy mieli jak na dłoni. W związku z naszą absurdalną godziną wyjazdu i tym, że pokazy zaczynają się tak naprawdę około godziny 10.30 mamy dużo czasu dla siebie. Oczywiście w dobrym towarzystwie czas płynie bardzo szybko. Dobra zabawa w smak Coli Light (rozjaśniona wersja tego napoju jest już chyba naszym patentem) sprawia, że nawet nie zauważamy jak zaczynają się pokazy. Na miejscówce za lotniskiem niestety omijają nas niektóre atrakcje, ale za to jak już jakaś maszyna wylatuje w naszą strefę, mamy ją pięknie na widelcu. Największe wrażenie lotniczo robi na mnie rumuński MiG-21. Ile wspomnień z dawnych lat wiążę z tą piękną maszyną. Pięknie też lotniczych dziadków reprezentuje Mirage F-1. Rafale – genialny samolot. Uwielbiam jego pokaz. Jest strasznie dynamiczny. Jego manewry, a głównie to co się dzieje na jego płatowcu w połączeniu ze światełkiem na kontrze daje niesamowite efekty. Hiszpański F/A-18 może nie lata rewelacyjnie, ale ta jego figura, w której lata niejako po prostokącie w pionie nad lotniskiem, usłana jest pięknymi zaburzeniami powietrza, szczególnie w narożnikach prostokąta… smaczny kąsek do sfotografowania. Szwajcarski Hornet lata o wiele ciekawiej. Zaskakuje nas totalnie, gdy podczas przelotu z dużą prędkością wylatuje na nas tuż znad lasu! Nikt nie zdążył mu zrobić zdjęcia ale wrażenie kapitalne! Przychodzi też czas na stały fragment wszystkich ostatnich pokazów w Europie czyli holenderskie i belgijskie demo na F-16. Nasze usytuowanie za lotniskiem sprawia, że jesteśmy bardzo blisko niektórych znanych nam na pamięć figur i mamy możliwość ustrzelenia ich z niewielkiej odległości. Holender pięknie wyprowadza z nurkowania ciągnąc za sobą długie wąsy oderwań. Belg natomiast ma najlepszy ze wszystkich przelot z dużą prędkością, po którym wyrywa świecą w górę nie zdejmując „ręki” z gazu. Zawsze zastanawia mnie, jak silne naprężenia panują w tym momencie na konstrukcji samolotu. Ewidentnie widać bowiem spore wygięcie skrzydeł w tym manewrze. Zespoły akrobacyjne z miejscówki za lotniskiem również wyglądają zupełnie inaczej. Możemy zapomnieć o figurach wykonywanych nad samym lotniskiem, ale niskie przeloty tuż nad nami robią niesamowite wrażenie. Końcówka pokazów to prezentacja węgierskiego lotnictwa. Strzelanina z udziałem Mi-24, nalot Gripenów na lotnisko, walka Migów z Gripenami sprawiają, że nie odrywamy aparatów od oczu. Wszystko okraszone tym, o czym do tej pory nie napisałem – dziesiątkami wystrzeliwanych flar prawie z każdej maszyny biorącej udział w pokazach! Wreszcie pokazy, które można nazwać festiwalem flar! Najpiękniej wyglądają wiązki flar odpalone z węgierskiego Mi-24, który prezentuje się hen daleko nad lotniskiem w rewelacyjnym malowaniu! Jutro go ustrzelimy :)
Niedziela. Dziś, co by się nie działo, jedziemy na lotnisko. Już o godz. 6.30 stoimy w kolejce przed bramą. To pierwsze chyba pokazy, gdzie program jest tak naszpikowany atrakcjami, że trzeba tak wcześnie atakować teren. Po odstaniu w kolejce i kupieniu biletów wbijamy się jak najbliżej środka pasa pod barierki. Jest 7.30, a my zablokowaliśmy ostatnie wolne miejsca. Jest nas kilkunastu więc trochę tego miejsca potrzebujemy :) Barierki są dość wysokie, ale nie tak jak w Brnie, więc do przeżycia. Pogoda jest o wiele gorsza niż zapowiadano. Poranek był piękny, a teraz nadciągają chmury, które zasłaniają prawie całe niebo. Układ lotniska jest taki, że pomiędzy publicznością a pasem startowym znajduje się płaszczyzna przygotowania samolotów, które biorą udział w pokazach oraz droga kołowania, po której kołują maszyny przed i po pokazie. Z godziny na godzinę na lotnisko napiera coraz więcej narodu. Robi się ciasno ale… sympatycznie. Niestety znowu mamy panującą na niebie szarość i tak piękne maszyny jak MiG-21 czy cudnie pomalowany i strzelający flarami Mi-24 wychodzą nieciekawie. Główną atrakcją staje się fotografowanie kołujących samolotów i pozdrawianie pilotów. Nie zawodzi nas Capt. R. Amstutz z Patrouille Suisse, któremu jak zawsze podczas kołowania towarzyszy Flat Eric ;) Ciekawie wygląda MiG-21, którego elementy płatowca są chyba przez swój wiek tak beznadziejnie spasowane, że można odnieść wrażenie, iż samolot został zrobiony przez dzieci na zajęciach praktyczno-technicznych :) Jeszcze przed południem sporo zamieszania na publiczności robią nasze Biało-Czerwone Iskry, które defilują przed wygłodniałymi wrażeń widzami i podrywają się do pokazu jako pierwszy zespół akrobacyjny. Od południa zaczyna dopiero być słonecznie i zdjęcia nabierają kolorków. W porównaniu do sobotnich lotów nic się nie zmienia, ale… z perspektywy publiczności wszystko wygląda zupełnie inaczej. Oglądamy kapitalny pokaz Zoltana Veresa, choć mam wrażenie, że jest mniej widowiskowy niż ten w Piestanach. Świetnie prezentuje się węgierski C-17 Globemaster. O dziwo, rewelacyjny pokaz za sprawą kapitalnego pilotażu i gęstych smugaczy robi też czeska L-159 ALCA. Wreszcie można podziwiać zespoły akrobacyjne i zapolować na mijanki. Pokibicować obu zespołom latającym na F-5 czyli Patrouille Suisse i Turkish Stars. Po raz kolejny w tej konkurencji wygrywają Turcy. Na największe jednak uznanie z zespołów zasługują Frecce Tricolori. To co pokazują w swoim show, nawet takim starym wygom pokazowym jak my, składa ręce do oklasków! Mają w swoim repertuarze sporo nowych figur. Ich rozmach, stopień trudności i ta wyjątkowa precyzja sprawiają, że chwilami odkładam aparat i… podziwiam! Polecam wszystkim! To co FT wyprawiają w 2010 roku jest po prostu bajką :) Na koniec show węgierskiego lotnictwa. Z bliska wygląda to jeszcze bardziej przekonywująco. Salwa flar z przelatującego jako ostatniego MiGa-29 w swoim pięknym charakterystycznym malowaniu kończy pokazy.
Pokazy, po których wszyscy długo jeszcze mieliśmy otwarte buzie. Trzeba przyznać, że Węgrzy spisali się znakomicie! Nie przez przypadek sami na swojej stronie piszą o Kecskemet Airshow jako jednej z pięciu największych imprez lotniczych w Europie. O których czterech pozostałych myślą, nie napisali :) Były to jedne z najlepszych pokazów, na jakich byłem w tym roku. Porównuję je do RIAT w Fairford. Jak się później okazało nie tylko ja. Jeden z moich kolegów z brytyjskiego forum poświęconego tematyce lotniczej określił węgierskie pokazy jako Kecskemet International Air Tattoo i… podoba mi się ten tok rozumowania :) Oby tak solidnie udało się przeprowadzić Air Show w Radomiu A.D. 2011.