Tym razem wyjazd był konkretnie ukierunkowany na słynne szaleństwa batalionów. Nie wiedziałem tak do końca czego się spodziewać. Do końca też nie wiedziałem gdzie jechać :) Kasia polecała Zajki a Łukasz Bronowo. Pojechałem pierwszego poranka na Bronowo i w zasadzie nie działo się wiele poza jednym momentem, w którym naleciało się tych batalionów tysiące i zrobiły kilkunastominutowy air show zaraz przede mną. Było jak w bajce a te piękne ptaki zachowywały się jakby były rojem pszczół znanym z bajek właśnie. Nagle w jednym momencie część z nich (prawdopodobnie samce) wylądowały na grobli i z daleka było widać że tokowały niemiłosiernie. Żałowałem, że mnie tam nie ma blisko nich chociaż miałem takiego plana. Rozbity był jednak namiot jakiegoś fotografa a ja nie chciałem mu przeszkadzać i nie pojechałem dalej a trzeba było :) Trudno! Nacieszyłem oko z daleka a jak światło siadło (w sensie zrobiło się jasno i nudno) to pojechałem z Grądów pojeździć po okolicy. Wieczorkiem na Zajki ale tam nie działo się nic zupełnie. Miałem dziwne wrażenie, że już tokowanie ad. 2009 się zakończyło. Następnego świtania pojechałem odważnie za namiot ze stresem, że mogę mu przeszkodzić ale... niewiele to dało. Batalionów latało dość sporo w okolicy ale tokowania takiego mega nie widziałem. Tegoż dnia jechaliśmy na zlot do Rewala więc nie czekając zbyt długo postanowiłem wrócić do Warszawy. Jadąc groblą zauważyłem jednak czaplę, która...? Walczyła z mewami! A raczej to mewy z nią walczyły. Zabawa była niezła. Mewy nadlatywały i darły się na nią niemiłosiernie a ona nie pozostawała im dłużna. W końcu, gdy poza wyzwiskami ze strony mew poszły też argumenty nie do podważenia (
tu na zdjęciu), czapla zacnie odleciała. To były super chwile dla mnie ? amatora podglądania ptasiego życia (
wszystkie zdjęcia z nad Biebrzy). Tak nagrodzony wróciłem do Warszawy by zgarnąć rodzinkę i... pojechać dalej, do Rewala :)