To był zdrowo zakręcony weekend :) Rozpoczęło się od małych kłopotów ze zdrowiem w piątek, które na szczęście popołudniem odpuściły. Musiałem bowiem jechać po dziewczyny do Jastrzębiej Góry. Upał lał się z nieba. Brnąc na północ w temperaturze 29 stopni marzyłem o tym by słupek rtęci spadł o jakieś 10 kresek tak, by dało się żyć i oddychać. No i jak to zwykle bywa w relacjach pomiędzy mną a pogodą, stała się rzecz dziwna, bowiem gdy w Rumii było jeszcze 29 stopni tak w Jastrzębiej było już tylko 19! To wszystko wydarzyło się w pół godziny. Od razu morda śmiała mi się bardziej. Od razu w powietrzu znalazło się więcej pozytywnych emocji. W sobotę morze przywitało mnie tym co tygryski lubią najbardziej czyli temp. ok. 24 stopni, silnym orzeźwiającym wiaterkiem od morza i pięknymi, dużymi falami. Oczywiście nie odpuściłem sobie kąpieli. Wyskakałem się na falach za cały sezon! Nie ma to jak nasze piękne morze, nasze plaże i wszystko, wszystko na naszym wybrzeżu właśnie. Oczywiście te zabawy to razem z Majką, która mimo swojej postury, nic sobie nie robiła z wiatru i chłodu a razem ze mną walczyła na falach :) Z resztą nie boi się mój maluch wody wcale! Na basenie 45 minut pływania non-stop to dla niej najlepsza zabawa. Maja w ostatnich tygodniach bardzo się zmieniła. Po raz kolejny na plus oczywiście. Staje się powoli taką dużą dziewczynką, z którą można porozmawiać na naprawdę wiele tematów. Staram się jej jak najwięcej mówić o otaczającym ją świecie tak, by zjawiska wokół niej były dla niej w pełni zrozumiałe. Najbardziej lubi słuchać o zjawiskach przyrodniczych w skali zarówno mikro jak i makro. Najważniejsze jest u niej jednak to, że jest strasznie pozytywnie nastawiona do życia. Aż serce rośnie jak się patrzy na tego małego szczebiotka, który śmieje się i rozbawia wszystkich dookoła. Jedynie czego tak naprawdę mi żal to tego, że nie ma rodzeństwa. Tego, że skazujemy ją na swego rodzaju kalectwo, charakteryzujące jedynaków. Chciałoby się mieć w domu gromadkę (przynajmniej trójkę) ale? niestety sprawy nie są takie proste i oczywiste. Jest to jednak temat na szersze przemyślenia, niekoniecznie na łamach www. Maja nie chciała wracać znad morza do domu lecz wymyśliła sobie wakacje u Babci Basi. Mimo panującego u Rodziców remontu polegającego na szeroko pojętym usuwaniu kominka. Pojechaliśmy zatem w sobotę do Dubielna a tam? bajka! Lato w pełni. Na polach żniwa. Ciepło i przyjemnie. W powietrzu zapachowa mieszanka zbóż, ziół, traw. Istna sielanka w eterze. Tak właśnie pamiętam wakacje w domu. Wszystkie wspomnienia stanęły przed oczyma. Wieczorkiem, gdy usiedliśmy do grilla i wódeczki cała okolica ucichła. Nawet na brzozie nie drgnął żaden listek! Było niesamowicie. Mogliśmy atmosferę tego wieczoru pochłaniać wszystkimi zmysłami. Zwieńczeniem tego dnia był genialny Księżyc, który powolutku, okryty delikatnymi chmurkami, spacerował sobie po południowym niebie. Oczywiście przez te dwa dni nie udało mi się oderwać od aparatu. Nad morzem fotografowałem moje modelki, a głównie tą jedną, która już się tak wkręciła w foto-modowy biznes, że postanowiła Marikę nauczyć pozowania do zdjęć :) Jaja były niesamowite hihi. Natomiast u Rodziców miałem modela z zupełnie innej cywilizacji. Kilka zdjęć z nim w roli głównej już w
Galerii Makro!