To jest coś niesamowitego! Wróciłem z kina i jeszcze ręce mi drżą z wrażenia! Byłem właśnie po raz pierwszy na Avatarze! Nie, nie, nie pomyliłem się! Po raz pierwszy, bo na pewno nie ostatni! Zapowiadano rewolucję w kinematografii ale szczerze mówiąc nie wierzyłem w te przechwalanki. To jednak co przeżyłem po prostu mnie rozwaliło. Nie wiem czy ten film jest rewolucją ale mniejsza o nazewnictwo. To na pewno jest cudowne dzieło. Dzieło, które się wchłania całym sobą. Dzieło, które wyznacza zupełnie nowy kierunek w kinie. Co tam się nie działo... Na przemian słyszałem wokół siebie uchy i achy! Non stop maiłem ciarki i niejednokrotnie łzy wzruszenia. Te prawie trzy godziny zleciały w ułamku sekundy. Chce się więcej i więcej i więcej! Rewelacyjny scenariusz! Wspaniała obsada i gra aktorów! Piękno i miłość głównych bohaterów i ich charakterów... Kapitalna wręcz sceneria! Bogactwo kolorów! Magia ukazanych miejsc. Ten klimat podany tak wykwintnie widzom... Dopiero w tym miejscu napiszę o tych chwalonych wcześniej efektach specjalnych, które wręcz rozwalają! 3D idealne! Tam w kinie zastanawiałem się po co komu już niebawem będzie fotografia skoro taaakie obrazy można wykrzesać z cyfrowych maszyn? Zupełnie z innej strony patrząc ? wyobraźnia scenarzysty i grafików, którzy wykreowali takie rewelacyjne maszyny bojowe (pofociłoby się!). Do tego wszystkiego bogactwo filozoficznych aspektów takich jak choćby kwestia roli człowieka jako najeźdźcy na obcą planetę. Wiem, wiem ? napisałem bardzo chaotycznie ale te spostrzeżenia mam przed oczyma właśnie teraz ? w momencie, w którym wróciłem z kina... Tak! Zakochałem sie w tym filmie! I to jak!