Co nowego?
Zobacz też HESJOWY KODEKS DROGOWY
Uwielbiam jeździć samochodem. Samochód to dla mnie drugi dom. Jeżdżę bardzo często, gdzie tylko się da. Kocham to! Chcąc nie chcąc, bardzo często żyję w świecie widzianym zza kierownicy i nierzadko jestem totalnie załamany tym, co widzę. Chodzi mi o zachowania niektórych kierowców. Zastanawiam się, czy to co robią wynika z ich niewiedzy, czy z ich totalnej głupoty, czy może z obu tych powodów razem wziętych? A może powód leży jeszcze gdzie indziej? Ot choćby ostatnio. Wyjeżdżamy z Mają na święta do siostrzyczki. Samochód zapakowany po sufit, z głośników i z naszych gardeł kolędy, jest super atmosfera i… ledwie wjechaliśmy na autostradę, a gdzie tam na autostradę, na razie tylko na S8 i od razu skoczyło mi ciśnienie. Poczułem się jakbym wjechał w sam środek Need for Speed! Tyle, że tu w wyścigach, inaczej niż w grze, biorą udział samochody wypełnione całymi rodzinami, niejednokrotnie z małymi dziećmi w fotelikach. Istny obłęd. Mówię do Mai, że nie wszyscy dziś dojadą na Wigilię. Długo nie trzeba było czekać. Przed zjazdem na Gdańsk mega dzwon i 20 minut stania w korku. Ledwie można było rozpoznać marki samochodów. Tylko minęliśmy miejsce wypadku – wyścig startuje od nowa :/ Później jeszcze dwa dzwony i dwa samochody w rowach. Jeden z nich po mega dachowaniu! Jeżeli coś się stanie debilowi, który przeliczył swoje umiejętności to pół biedy. Niestety prawie zawsze w takich wypadkach cierpią też osoby postronne… W związku z tego typu obserwacjami, od jakiegoś czasu nosiłem się z zamiarem napisania kilku zdań na temat polskiej jazdy czyli tego, jak Polacy jeżdżą samochodami. Moje zamiary oscylowały pomiędzy spisaniem moich przemyśleń dotyczących tego tematu, jak również osobistego „kodeksu drogowego”, który nie rzadko wychodziłby poza zakres klasycznego Kodeksu Drogowego . Udało mi się ostatecznie napisać i jedno i drugie :)
PRZEMYŚLENIA
Tyle się słyszy tu i tam o tym, jak Polacy jeżdżą i chciałbym do tej dyskusji dorzucić kilka swoich cegiełek. Zanim zabiorę się do wylewania swoich złotych myśli, może słówko o tym, jaki mam mandat do opisywania tego tematu. Osobiście uważam siebie za dość dobrego kierowcę. Oczywiście nie jakiegoś najlepszego, żeby było jasne (mam przyjemność znać prawdziwych mistrzów i wiem gdzie jest moje miejsce w szyku). Przejechałem w życiu sporo za kierownicą. Będzie tego grubo ponad milion kilometrów. Zjeździłem wzdłuż i wszerz całą Polskę od czasów, kiedy autostrady były tylko albo w sferze naszych marzeń, albo występowały mega szczątkowo. Pojeździłem sporo po Europie i to nie tylko po zdyscyplinowanych niemieckich czy szwajcarskich autobahnach, ale też po południowo-temperamentnych drogach Italii, Portugalii czy Hiszpanii, spokojnej Szwecji, lewostronnej Wielkiej Brytanii, dzikiej Rumunii czy totalnie niebezpiecznej Rosji. Przejechałem kilka tysięcy kilometrów po USA. Kilka tysięcy po południowo-wschodniej Australii. Mam też zaliczoną jazdę po Indiach i niemało kilometrów po Arabii Saudyjskiej. Dodatkowo (poza jednym małym incydentem podczas jednej Akademii Nikona w Mińsku, podczas którego za sprawą mojego kolegi, straciłem tylną lampę), nie miałem nigdy żadnego wypadku! Nie piszę o tym wszystkim by się pochwalić, ale by dać mały dowód na to, że na polskich kierowców i polskie drogi patrzę również z perspektywy jakiegoś tam „znawstwa” innych kultur jazdy oraz, że jeżdżę dość bezpiecznie. Może dlatego pisze teraz to co piszę, gdyż niejednokrotnie czytam opinię o nas - Polakach, często wygłaszane przez nas – Polaków, oparte jedynie na tym, co widzimy na własnym podwórku lub na tym, co nam powiedział ktoś, kto był gdzieś i widział to i owo.
Jak zatem wygląda polska jazda wg mnie? Ano nienajgorzej. Niestety nie jest też idealnie. Ogólnie mówiąc mamy kilka walorów, którymi możemy się pochwalić przed wieloma nacjami oraz niestety sporo cech, które sprawiają, że nie mamy zbyt dobrej opinii.
Co ZŁEGO wyróżnia polskiego kierowcę? Oczywiście nie wszystkich i nie każdego, ale założę się, że każdy z nas znajdzie w tym poniższym, mocno przerysowanym opisie, znajome elementy. Długo się nad tym nie zastanawiałem, bo tych negatywnych cech jest dość sporo, ale wszystkie one mają jeden wspólny mianownik. Otóż polski kierowca uważa, że jest mistrzem kierownicy i co gorsza, że droga należy tylko do niego! Nie wiem dokładnie z czego to wynika. Może podczas jazdy samochodem wyłażą jakieś nasze narodowe kompleksy? Może to przez nie, nie potrafimy nabrać należnego dystansu i luzu, które prawie nigdzie indziej jak podczas jazdy samochodem, nie są tak bardzo potrzebne? To wygląda naprawdę tragikomicznie i często to obserwuję wśród moich znajomych. Normalnie fajny człowiek wsiada za kierownicę, zamyka drzwi i… zaczyna walkę ze wszystkimi i wszystkim co go spotka na swojej drodze! Wszyscy użytkownicy drogi stają się śmiertelnymi wrogami. Ci, którzy jadą od niego wolniej to „sieroty i pi*dy za kierownicą”. Ci, którzy jadą szybciej to z kolei „piraci i ch*je, przez których są same wypadki!”. Nasz bohater kombinuje jak może by innych przechytrzyć i walczy ze wszystkimi, którzy próbują, albo już udało im się przechytrzyć jego samego. Wpycha się gdzie się da i bluźni na tych, którzy nie chcą lub nie mogą go wpuścić, ale sam nigdy nie wpuści tych, którzy chcą wjechać na jego pas. Do tego jedzie prawie zawsze za szybko przekraczając ograniczenia prędkości, a każdy kto jedzie wolniej staje się „zawalidrogą”, przez którego nasz kierowca musi hamować, co jeszcze bardziej zwiększa jego irytację, którą demonstruje albo jazdą na bagażniku „zawalidrogi” albo serią długich świateł oraz oczywiście niewybrednymi tekstami oraz znakami palcami czy rękoma. Gdy ten drugi pozwoli sobie na jakąkolwiek inną odpowiedź niż gest przepraszający, nasz kierowca zrobi wszystko by pokazać mu jak bardzo jest na niego wściekły, do rękoczynów włącznie! Teraz najgorsze – zdarza się, że polski kierowca nie widzi problemu z jazdą samochodem będąc pod wpływem alkoholu. W końcu droga jest jego „a na bocznych nie stoją”. Na koniec tylko dodam, że polski kierowca potrafi tym wszystkim co powyższe chwalić się w towarzystwie! Opowiada ile to jechał na godzinę przez teren zabudowany, opowiada jak ktoś ledwo mu uciekł spod kół, opowiada jak to zabrali mu prawko i jak głęboko ma to w dupie, i że od lat jeździ bez prawa jazdy oraz o tym jak to zdarza mu się jeździć nawalonym. Nierzadko (o zgrozo!), po takich opowieściach znajduje poklask wśród gawiedzi.
Ot taka krótka charakterystyka. Skąd takie podejście? W moim odczuciu odpowiedź jest prosta. Wszystko bierze się z tego, że niestety dużo złego zachowania na polskich drogach uchodzi takim bohaterom bezkarnie. Skąd ten wniosek? Ano stąd, że ci sami kierowcy, którzy u nas są panami dróg, za granicą jeżdżą potulnie i przepisowo jak baranki! U nas nie ma takiej ilości radarów jak za granicą, u nas nie ma tak srogich kar jak za granicą i przede wszystkim u nas nie ma tak pilnującej policji jak za granicą. Wszystko to skutkuje potężną ilością wypadków i śmierci na polskich drogach. Tak wiem, że nie wszystkie polskie drogi są idealne jakościowo. Tak wiem, że nie wszystkie są dobrze oznakowane, a ograniczenia prędkości niestety nie wszędzie rozsądnie poustawiane. Mimo wszystko uważam, że to nie stan dróg i złe oznakowanie odpowiada za taką ilość wypadków, ale głównie PRĘDKOŚĆ i BRAK WYOBRAŹNI! Takie podejście mogłoby być poskromione, przez większą OBECNOŚĆ POLICJI na polskich drogach. Niestety jednak wiemy jak to u nas działa. Policja stoi tylko w miejscach, gdzie na szybko są w stanie wyrobić limit mandatów, natomiast spotkać na autostradach policję łapiącą „panów życia” przekraczających przepisy jest mega rzadkością.
Z cyklu: Głupie hesji pomysły :) W związku z tym czasami żałuję, że w naszym kraju nie ma instytucji polegającej na tym, by zaufani kierowcy, powiedzmy z nieposzlakowaną opinią i z dużymi, jakoś weryfikowanymi doświadczeniem i wiedzą, mogli na polskich drogach być niejako wysuniętym ramieniem policji z uprawnieniami do zatrzymywania innych pojazdów, dawania mandatów, pouczeń czy przekazywania danych spraw policji właśnie. Wiem, że to z wielu powodów jest utopijna koncepcja, ale myślę sobie, że niejeden pomyślałby choć sekundę, zanim zachowałby się na drodze jak absolutny bezmózg wiedząc, że nie jest totalnie bezkarny, co obecnie przy praktycznym nieistnieniu policji na naszych drogach, to standardowy proceder.
Tyle o tym co złe. Czy jest zatem coś dobrego? Czy jest coś co wyróżnia polską jazdę od innych? Zacznijmy od podstaw - od gruntu znaczy. Mamy piękne autostrady, po mojemu jedne z najładniejszych jakie widziałem (wielu nam ich zazdrości). Nie tylko dlatego, że nowe. Dodatkowo mamy super limity prędkości, bo skoro ograniczeniem jest 140km/h, a biorąc pod uwagę fakty, że prędkościomierze w prawie wszystkich samochodach pokazują minimalnie wyższą prędkość niż wynosi ta realna oraz licząc zapas 10 km/h, jaki jest pomijany przez policję, to wychodzi nam, że prawie zupełnie legalnie możemy jechać 150-160 km/h. To wg mnie super prędkość jak na autostradę. Więcej już jest dość niebezpiecznie, mniej jest za wolno i za nudno :) Cieszmy się, że nie mamy np. 110 km/h jak w niektórych stanach USA, gdzie po dwóch godzinach takiej jazdy, obligatoryjnie przychodzi Morfeusz. Np. w takiej Australii, gdzie na autostradzie jest ograniczenie do 110 km/h mega przedziwnie wyglądają motorzyści na swoich ścigaczach - jadący tyle samo co my! 110 km/h :) Dziwnie, co nie? Ale pewnie tylko dla nas :) Mówiąc jeszcze o autostradach nie można nie zauważyć, że mimo notorycznego pojawiania się „panów życia”, zauważalna jest też wyraźna poprawa jazdy Polaków po tych drogach szybkiego ruchu. Choćby coraz więcej kierowców wie, że należy jechać prawym pasem, a lewego używać jedynie do wyprzedzania. Obserwuję to zjawisko dokładnie, gdyż bardzo mi leży na sercu chyba od momentu, gdy w latach 90-tych po wjeździe bodajże do Austrii zobaczyłem wielką tablicę z napisem „Kierowcy z Polski i Czech – trzymajcie się prawej strony!”
Z cyklu: Głupie hesji pomysły :) Kiedyś, widząc co dzieje się na naszych drogach, wpadłem na dziki pomysł, który w moim odczuciu sprawiłby, by wszyscy Polacy śmigali po prawej stronie. W dobie wszechobecnego sygnału GPS powinno się uruchomić system, który pobierałby opłatę za jazdę lewym pasem! Im dłużej jedziesz lewym pasem tym więcej płacisz hi hi :) Myślę, że to by było to!
Wiem, wiem – awykonalne, ale… ważne jest, by jak najwięcej osób uświadamiać w tym temacie. W Niemczech jadącymi lewą stroną zajmuje się dość przykładnie policja. U nas podobno też. Tyle, że ja o takich przypadkach nie słyszałem… Kolejna sprawa to wzrost świadomości w narodzie dot. picia alkoholu i jazdy samochodem. Generalnie już nie ma na to społecznego przyzwolenia i już zdecydowana większość kierowców nie wsiądzie za kierownicę po spożyciu. Piszę już, gdyż nie było tak zawsze. Pamiętam jak kiedyś po zakrapianych imprezach towarzystwo rozjeżdżało się do domów samochodami. Teraz takie historie wśród moich znajomych już się nie zdarzają. Sam lubię sobie wypić, ale mam zasadę, że nigdy nie wsiadam za kierownicę, gdy mam alkohol w krwi. Nawet jak są jakieś limity dopuszczające pewien poziom alkoholu, to ja pojadę tylko wtedy gdy mam 0,00. Kolejnym aspektem pozytywnym polskiej jazdy jest fakt występowania coraz większej uprzejmości na drogach. Wiem, wiem – pewnie czytasz to i myślisz, że zgłupiałem do reszty! Otóż nie! Może to tylko ja tak mam? Moją zasadą jest bycie uprzejmym i przyjaznym dla innych kierowców. Przetrenuj to sam, a szybko zobaczysz jak może być miło. Dobra karma zawsze wraca :) Wiem jedno, że tak jak ze sobą „walczymy” podczas jazdy, tak bardzo też jesteśmy pomocni, gdy komuś coś się na trasie przydarzy. Przykładów na to mam mnóstwo, zarówno tych gdzie ja pomagałem jak i tych, kiedy pomagano mi. Na koniec najważniejszy plus polskiej jazdy! Nie ma drugiego takiego kraju, w którym kierowcy dziękowaliby sobie za wszystko przez tak nagminne używanie do tego celu awaryjnych świateł (albo naprzemiennie kierunkowskazów). Ta interakcja to wg mnie super sprawa jest. Sprawia, że na drodze jest o wiele milej. To na pewno różni nas, od kierowców innych nacji, którzy pozamykani w swoich samochodach często przypominają mi cyborgów za kierownicą. Nie wściekną się i nie zapienią z byle powodu, ale też nie uśmiechną się i nie podziękują. Często też nie pomogą. Ewentualnie zadzwonią na policję jak tylko coś, nawet minimalnie, nie spodoba im się z tego co widzą wokół siebie na drodze.
Z cyklu: Głupie hesji pomysły :) W temacie tej interakcji miedzy kierowcami brakuje mi możliwości wzajemnego komunikowania się podczas jazdy. Kiedyś, daaawno temu, wymyśliłem sobie moim zdaniem przydatne i proste urządzenie. Na tylnej szybie przezroczysta folia z siatką zawierającą np. diody LED ustawione tak, by mogły wyświetlać napisy składające się z liter o wysokości powiedzmy 10-15 cm. Przy kierowcy mała klawiatura do wprowadzania tekstu oraz powiedzmy 10 przycisków ze zdefiniowanymi wcześniej tekstami typu „zmień światła”, „wyłącz halogeny”, „zwolnij bo dogonisz śmierć” czy choćby nr telefonu, jakby kierowcą za nami okazał się być kimś, komu chcielibyśmy podać nasz numer :P Moim zdaniem byłaby to bardzo przydatna sprawa, ale to temat na inną opowieść :)