Strasznie dużo złego wydarzyło się w czasie ostatnich kilku dni... Na światło dzienne wyszły rzeczy, z których nie zdawałem sobie absolutnie sprawy. Człowiek niby już niemłody i niby już dużo przeżył... a jednak :( Nie miejsce tu by o nich pisać ale...Po dzisiejszych słowach, które usłyszałem, które mną nieźle szarpnęły, w zasadzie powinienem zacząć udowadniać, że nie jestem wielbłądem... Czy to jednak ma sens? Czy jak ktoś myśli, że nim jestem to zrozumie inne argumenty? Jak to możliwe, że ktoś kto ze mną żyje dzień w dzień od tak dawna, widzi, słyszy i czuje dzień w dzień to samo co ja, ma o tym wszystkim co się dzieje wokół nas totalnie odmienne zdanie?
Postanowiłem poprzeglądać nasze wspólne maile, opisy, zdjęcia, archiwa... Tyle w nich naprawdę wspaniałych wspólnych chwil, przygód, przeżyć! Czy tego rzeczywiście nie było?
Sam już nie wiem :///