Tekściwo
Czyli rzecz o pewnej tezie,
której obrona jest głównym tematem mojego najnowszego albumu
„Odloty hesji 2” :)
Za sprawą geograficznego i politycznego położenia obecnej Polski, a także mentalności samych nas – Polaków uważam, że nadeszły wspaniałe czasy dla polskich fotografów lotniczych. Ostatnie lata mojej działalności foto-lotniczej i związana z nimi cała gama doświadczeń i przemyśleń doprowadziły mnie do jeszcze odważniejszego wniosku. Zaryzykuję stwierdzenie, że bycie w dzisiejszych czasach polskim fotografem lotniczym daje najlepsze i najbardziej wszechstronne możliwości fotografowania lotnictwa! :) Zanim jednak popukacie się w głowę i pomyślicie - Co ten hesja znowu bredzi?! - dajcie mi szansę podjęcia choć próby obrony powyższej tezy :)
F/A-18F Super Hornet nad plażą Jones Beach (USA)
T-50 PAK FA nad podmoskiewskim lotniskiem Ramenskoye
W czasach gdy byłem młodym entuzjastą lotnictwa a Polska była dość głęboko zakorzeniona w Układzie Warszawskim, na naszych lotniskach stacjonowało ponad 1000 wojskowych samolotów! Cóż z tego kiedy przebywanie blisko tych pięknych maszyn dla zwykłego śmiertelnika pozostawało tylko w sferze marzeń. Nie mówię już nawet o jakiejkolwiek fotografii lotniczej! Do dziś ówczesne polskie lotniska wojskowe kojarzą mi się głównie z wszędobylskimi znakami informującymi o zakazie fotografowania. Bogu dzięki, że mieszkałem wtedy na wsi, która może nie miała w pobliżu pięknych lasów, jezior, rzek czy pagórków, ale znajdowała się na terenie jakiejś strefy bydgoskiego lotniska, skąd raz po raz przylatywały potężne Su-7 pokosić okoliczne łąki :) To wystarczyło by lotnicza zajawka trwała.
Dokładnie TEN egzemplarz samolotu Su-7 z numerem (60)12 latał nad moją wioską i zachęcał mnie do zakochania się w lotnictwie! :)
Poza sporadycznym podziwianiem odrzutowców nad polami i oglądaniem potężnych lotniczych defilad na ekranie telewizora, pozostawało czytać, dużo czytać! Zarówno o historii lotnictwa jak i jego czasach współczesnych (ówczesnych) czyli o wschodniej i zachodniej technice lotniczej. Oczywiście propaganda komunistyczna nie pozostawiała złudzeń, które maszyny były lepsze. Dla mnie, zakochanego w lotnictwie, było nieważne który samolot skąd pochodzi i kto jest jego producentem czy właścicielem. Nie obchodziły mnie też i do dziś nie obchodzą przepychanki, który samolot jest od którego „lepszy”. Marzyłem o bliskim kontakcie z lotnictwem i byłem zły na to, że mieszkam w kraju, w którym jest to dla zwykłego śmiertelnika po prostu niemożliwe. Złość była potęgowana informacjami z Zachodu, gdzie podobno lotnictwo było o wiele bardziej otwarte na ludzi. Jednak wyjazd na Zachód w celach podziwiania lotnictwa był w tamtych czasach dla mnie bardziej nieprawdopodobnym niż sceny z ówczesnego hitu kin, filmu „Wojna światów”.
Byron Haskin - reżyser "Wojny światów" z 1953 roku na pewno byłby dumny gdyby wiedział, że już za kilka lat ludzie będą budować takie "statki kosmiczne"! :)
Obecnie sytuacja przedstawia się diametralnie inaczej. Mieszkamy w Europie czyli kontynencie, na którym w światowym lotnictwie dzieje się najwięcej. Do tego w samym jej środku, dzięki czemu mamy geograficznie blisko w każdym kierunku. Wszędzie blisko mamy również mentalnie. Przemiany polityczne sprawiły, że mamy otwartą dosłownie całą Europę! Przynależność do Unii Europejskiej otworzyła nam Zachód ale nie obcięła naszych słowiańskich korzeni, które sprawiają, że i na Wschodzie czujemy się jak u siebie. Kolejną korzyścią wynikającą z tych przemian jest nasza znajomość języków. Zarówno rosyjskiego, którego musieliśmy się przez wiele lat uczyć, jak i angielskiego, którego uczyć się chcieliśmy. Dzięki powyższym procesom możemy zupełnie swobodnie fotografować i na Wschodzie i na Zachodzie. Zarówno lotnictwo zachodnie jak i to wschodnie. Na wszystkich pokazach lotniczych w Europie, ale także na plażach pod Nowym Jorkiem. W bazach lotniczych w szwajcarskich Alpach i na wojskowych lotniskach pod Moskwą.
Polskiej obecności w centrum wydarzeń lotniczych zazdroszczą nam niemal wszyscy. Bardzo często dostaję takie sygnały od wielu znajomych z różnych krańców świata. Rosjanie piszą listy z prośbami o pomoc w organizacji fotolotniczych wyjazdów na Zachód, bo zazdroszczą nam zdjęć choćby z Air Tattoo czy z Axalp. Brytyjczycy proszą o pomoc, gdyż obawiają się jechać do Rosji mimo, że bardzo zazdroszczą nam zdjęć rosyjskiego lotnictwa – choćby z moskiewskiego salonu MAKS. Amerykanie – chcieliby mieć taką rozmaitość imprez i konstrukcji lotniczych jaka jest w Europie, tym bardziej teraz – w dobie kryzysu i potężnych cięć w temacie pokazów lotniczych za oceanem. Podobnie jak Amerykanie zazdroszczą nam Australijczycy, Brazylijczycy, Japończycy. Dla nich wszystkich udział w imprezach lotniczych, które my mamy na wyciągnięcie ręki, to wielka i bardzo droga wyprawa, niestety nie dla wszystkich dostępna.
Ruskije Witjazi na wyciągnięcie ręki
Szwajcarski F/A-18 Hornet podczas pokazu w wysokich Alpach
Żeby było ciekawiej, przemiany polityczne to nie tylko nowa Europa ale też, a może przede wszystkim, nowa Polska! Obecnie Siły Powietrzne Rzeczypospolitej Polskiej to najlepsza ilustracja polskiego bycia między Zachodem a Wschodem. Po wieloletniej dominacji sprzętu od naszego wschodniego wielkiego brata nastał czas na sprzęt własny – polski i ten od brata zza oceanu. Jesteśmy jednym z nielicznych krajów, w którego siłach powietrznych służy lotnictwo zarówno wschodnie jak i zachodnie. Mamy więc wyjątkową możliwość robienia zdjęć w polskich bazach zarówno zachodnich Herculesów jak i uwielbianych przez wszystkich fotografów - wschodnich Su-22. Pięknych i bardzo pożądanych na Zachodzie myśliwców MiG-29 czy nowoczesnych i wyjątkowych, przez choćby swoje konforemne zbiorniki samolotów F-16! Niebawem też flotę polskich i poradzieckich śmigłowców uzupełni cała armada śmigłowców zachodnich! Co w tym wszystkim jednak jest najważniejsze - zmieniło się diametralnie podejście wojskowych władz do fotografowania na wojskowych lotniskach! Wreszcie władze przyjęły do wiadomości, że nasze lotnictwo jest tak naprawdę… nasze! :)
Chluba polskiego lotnictwa - samoloty F-16!
Najlepsza ilustracja dla polskiego lotnictwa, będącego między Zachodem a Wschodem. Jeden z pulpitów w śmigłowcu Mi-17 i trzy kolejne przełączniki opisane w językach angielskim, rosyjskim i polskim!
Można chcieć więcej? :) Mam nadzieję, że powyższym wywodem obroniłem tezę i przekonałem nawet największych sceptyków do tego, że… no że jest pięknie! :)
Pięknie jak choćby w Axalp? :)
Okładkowa fotka nowego albumu z moim ulubieńcem F-22 mieszającym atmosferę :)
W albumie „Odloty hesji 2”, który pojawi się na rynku w okolicach 1 maja 2013, postaram się powyższą argumentację wesprzeć fotograficznie. Najpierw zabiorę wszystkich na foto-wizytę w bazach Polskich Sił Powietrznych gdzie zobaczymy Wschód, Polskę i Zachód w konstrukcjach polskich Orlików, Iskier czy Sokołów, we wschodnich Su-22 i MiG-29 oraz w zachodnich Herkulesach i F-16! Następnie odwiedzimy z aparatem w ręku kolorową krainę światowych pokazów lotniczych. Zarówno tych „wschodnich” jak i „zachodnich”. Zaczniemy od Polski, gdzie poza najważniejszymi pokazami czyli radomskim Airshow odbywa się cała masa fantastycznych pikników lotniczych. Następnie odwiedzimy austriackie Zeltweg ze słynnym Airpower. Z Austrii przeskoczymy do czeskiej Ostrawy, gdzie zobaczymy co działo się ostatnio podczas słynnych Dni NATO. Na chwilę odwiedzimy południe Europy i pokazy na rzymskich plażach w Lido di Ostia. Stamtąd poprzez czeskie Brno oraz słowackie Piešťany i Sliač, pojedziemy hen na północ Europy poza krąg polarny do norweskiego Bodø. Po wizycie w cudownej Norwegii polecimy do nie mniej pięknego belgijskiego Koksijde. Po drodze zahaczymy o węgierskie Kecskemét i hiszpańskie Albacete. Następnie przepłyniemy kanał La Manche i zobaczymy największe pokazy lotnicze na świecie – Air Tattoo, które rokrocznie odbywają się w bazie RAF pod Fairford. Będąc na Wyspach nie sposób nie odwiedzić legend lotnictwa w Duxford pod Cambridge. Z Wielkiej Brytanii, pozostając w kręgu imprez „zachodnich”, polecimy hen za ocean by zwiedzić imprezy lotnicze na wschodnim wybrzeżu USA oraz pewne wyjątkowe muzeum pod Waszyngtonem. Gdy już będziemy mieć dość „zachodu”, dobrze nam zrobi przeskok na drugi biegun geopolityczny – w samo serce rosyjskiego lotnictwa czyli na podmoskiewskie lotnisko Ramenskoye. Naszą wędrówkę zakończymy cudownym, szwajcarskim Axalp i wspinaczką na najwyższy szczyt rejonu tamtejszych pokazów – Wildgarst.
Zainteresowanych zapraszam na stronę odlotyhesji.pl :)