Tekściwo
[11 maja 2005]
Baza położona jest w pustynnej okolicy. Dookoła rozciąga się upiorny krajobraz poprzecinany potężnymi i w niesamowity sposób piętrzącymi się skałami. Nad nimi, od wschodu granatowe, przechodzące w ciemny błękit, aż po ognistą czerwień niebo. Pozbawione najmniejszej chmurki. Pieści w swoich ramionach rozpalone do białości potężne słońce, które mimo iż kieruje się ku końcowi swojej codziennej wędrówki, wciąż jeszcze rozlewa wokół żar, wręcz nie do wytrzymania. Trochę przeszkadza przyklejona do ciała koszula. Kapiący z czoła pot miesza się z jeszcze przed chwilą chłodnym piwem w wyjątkowy rodzaj drinka, do którego przyszło nam przywyknąć. Bez zimnego piwka nikt z nas nie wytrzymałby panującej tu od tygodnia atmosfery. Sytuacja jest maksymalnie napięta i to nie tylko z powodu temperatury. Pracownicy kontrwywiadu donoszą od kilku dni o możliwości inwigilacji naszej bazy przez zorganizowaną grupę obcego wywiadu. Teren w promieniu 100 mil jest permanentnie monitorowany we wszelkich możliwych pasmach promieniowania. Ani w powietrzu ani na lądzie nie znajdzie się nawet mucha, o której byśmy wcześniej nie wiedzieli. Specjalne filtry cedzą niczym potężne sito wszelkie przychodzące i wychodzące z naszej bazy informacje. Nie wiemy czego się spodziewać. Czy ingerencji fizycznej czy może ataku elektronicznego? Tajność prowadzonych prac, ich koszt, a przede wszystkim ich ranga w skali ogólnoświatowej, w konfrontacji z takim zagrożeniem, prowokują nasze działania do jeszcze większej niż zwykle mobilizacji. Wszystko jest pod kontrolą. Niebezpieczeństwo, choć realne wydaje się być bardzo oddalone.
Postanawiam przejść się do wieży kontroli lotów. Nie tylko po to by sprawdzić, czy i tam jest wszystko w porządku, ale także po to, by trochę rozprostować kości i dać wytchnienie oczom od ciągłego omiatania monitorów. Po wyjściu na zewnątrz, odurzony gorącem dzisiejszego wieczoru, kieruję swój wzrok na graniczący z lądowiskiem parking, na którym...???
...dostrzegam sylwetkę... jakby sportowego samochodu! Niewyraźnie rozlaną w kłębach rozgrzanego i zdawać by się mogło płynnego już powietrza! Lornetka! Niby samochód, ale wygląda jak kołujący po locie dziwny, bardzo dziwny samolot! i... te skrzydła! Tak! Wyraźnie widzę! Chowa w kadłub skrzydła!!! To oni! Zaskoczyli nas swoją przebiegłością! Przebrnęli przez wszystkie zapory! Ale jak??? To koniec! Jesteśmy skończeni!
Rzucam lornetkę! Wzbijam się w górę i przelatując nieopodal owego, tajemniczego pojazdu, mijam okoliczne postrzępione skały by wpaść w orzeźwiający puch dopiero co powstałych, dość gęstych młodych chmurek! Może to efekt działania tutejszego potężnego wodospadu, którego piękno i oszałamiający huk prowokuje do zrobienia kilku ciekawych fotek! Jak ustawić ekspozycję? Jak wykadrować zdjęcie będąc w tak dynamicznym locie? Próbuję wykadrować pionowo ale układ automatycznego ustawiania ostrości nie może dać sobie rady z prędkością! Może w wodzie będzie lepiej? Nie wiem jak to się stało i nie dbam o to ale... już stoję w niej po szyję! Jej gładka jak lustro tafla, w przeciwieństwie do mijanych przed chwilą chmur, pomaga mi w zrobieniu tego niesamowitego zdjęcia tropikalnych palm, które wyrosły jak spod ziemi tam, gdzie jeszcze przed chwilą szalał wodospad! Jeszcze tylko minimalnie wstrzymuję oddech, jeszcze tylko dyskretny rzut oka na fotografowany widok, ostatnia kontrola czasu i przesłony, upojony zdobyczą, którą będę mógł rozkoszować oczy po powrocie z wyprawy, staram się nie roztrząsać powodów tej totalnej i upiornej ciszy, która nastała tak nieoczekiwanie, jeszcze tylko mała zmiana przesłony z powodu nagłego sczernienia nieba, jeszcze tylko... gdy nagle?! W wizjerze aparatu widzę coś niepokojącego! Na górze gładka tafla wody, na dnie skały i cudowna roślinność, a pomiędzy nimi obły kształt, który majestatycznie zbliża się w moją stronę! Nie mogę wzlecieć, nie mogę płynąć, to coś jest coraz bliżej! Obłe i prawie nieskończenie długie! Zdaje się mieć na samym początku coś na kształt głowy! Głowy jakby ogromnego i przerażającego węża! Głowy, która dosłownie 3 metry ode mnie wynurza się z wody i tkwiąc nieruchomo patrzy na mnie! Swoją ofiarę! Widzę potężne oczodoły, w których złowrogim cieniu nie dostrzegam oczu! Nagle nieprzenikniona czerń tych oczodołów w przedziwny i niezrozumiały dla mnie sposób, zupełnie fizycznie, jak za pomocą niewidzialnej liny, zaczyna wciągać mój wzrok! Dalej za wzrokiem czuję, że wciąga mnie całego! Czuję przerażający ból i totalną niemoc! Resztką sił odwracam się do tyłu i moim oczom ukazuje się równie przerażający widok, który odcina mi ewentualną drogę ucieczki! Parędziesiąt metrów dalej wynurza się spod wody ogromny ogon tej bestii i z niesamowitym wręcz impetem zmierza w moją stronę! Ułamki sekund dzielą mnie od końca tej sceny! Od końca mojego życia! Po raz ostatni kieruję wzrok w kierunku przerażającej i bezlitośnie na mnie spoglądającej głowy! Od tyłu, mknący w moją stronę ogon zdaje się prawie sięgać celu! Już słyszę i czuję wibracje jego ogłuszającego jazgotu! Przymykam oczy i napinając wszystkie mięśnie kulę się przygotowując na ostateczny cios! Mimo, że trwa to ułamki sekundy, jazgot zdaje się być już nie do wytrzymania... teraz!!!
Otwieram oczy! Szybki oddech! Jeszcze szybki! Nie ma węża? Co się dzieje? Gdzie woda? Ten jazgot... jakiś dziwnie znajomy! Dobiega nie od strony pleców, ale z boku... zaraz zaraz... mogę go wyłączyć... to budzik w telefonie... skąd tu telefon? To mój telefon i moje łóżko... Mój pokój, zasłony, szafa... Ufff... Rozluźniam powoli mięśnie... Jest 6.55 i ani śladu węża... Zaraz, zaraz? Jakiego węża? Aaa tego bez oczu! To był tylko sen przecież... Sen? Jak to sen? Ja przecież jeszcze przed chwilą pilnowałem bazy, latałem, robiłem zdjęcia, przeżywałem ostatnie chwile życia, czuję jeszcze zapach tego węża, temperaturę wody, widzę zmierzający w moim kierunku jego ogon, słyszę ten przeraźliwy świst... Ale jakby, hm... coraz słabiej, jakby coraz mniej wyraźnie... Jaki świst? Jaki ogon? Hm... nie pamiętam! Baza? O co tu chodzi?? Nie wiem gdzie się to wszystko podziało... za to coraz bardziej zdaję sobie sprawę, że to... to rzeczywiście był tylko sen! Jak to sen? To nie było rzeczywiste?? Jaka jest różnica między snem a rzeczywistością? Czy sen to nie rzeczywistość? Nie??? Trzeba mi to było powiedzieć tam, przy wężu! Wtedy, tam, wszystko co się działo było tak realne, że w żaden sposób do głowy by mi nie przyszło, że ja, po prostu śnie! A teraz? Teraz gdy włączam muzykę, teraz gdy zaraz umyję zęby, teraz gdy muszę iść do pracy? Też wszystko wydaje się być bardzo, przeraźliwie wprost realne! Czy to na pewno jest realne? Czy to na pewno rzeczywistość? Czy aby na pewno się zaraz nie obudzę i nie będę zastanawiał nad tym co mi się przed chwilą dziwnego śniło z łóżkiem, z pracą i myciem zębów? A może to właśnie teraz mi się śni a tam, w wodzie to była prawda? A może prawda jest jeszcze gdzieś indziej? Co jest bardziej prawdziwe??? Jeżeli coś jest bardziej prawdziwe to coś innego jest mniej prawdziwe. A co jest prawdziwe w 100%?
Czy możemy sformułować termin „rzeczywistość”? Czym ona jest tak naprawdę?
Co jest rzeczywiste? Tamten wąż, czy te dziwne odgłosy, które teraz dobiegają zza okna? Hm... Jakie tam dziwne!? To przejechał samochód!
Zastanawiające... Leżę w łóżku, zasłonięte zasłony, jakieś fale dźwiękowe dobiegły do mojego ucha, które to za pomocą ucha środkowego, przetworzyło owe fale na sekwencję elektrycznych sygnałów, które błyskawicznie dotarły do mózgu i przezeń obrobione, dały wynik: samochód, prawdopodobnie osobowy, prawdopodobnie jadący w takim a takim kierunku... To jest naprawdę zastanawiające! A gdyby ktoś pomajstrował cokolwiek przy tym prądzie, który od ucha przebiegł do mojej głowy? Albo... po co ucho? Od razu podał do mózgu odpowiednią sekwencję impulsów? Równie trafnie rozpoznałbym przelatujący samolot bądź biegnące stado słoni! Samolot i słonie, których tak naprawdę NIE MA! Skąd pewność, że jest samochód?
Czy naprawdę takim skomplikowanym pytaniem jest wydawałoby się proste zapytanie o to, czym jest rzeczywistość? A może lepiej, czym dla każdego z nas ona jest? Ponieważ pierwszym wnioskiem, jaki nasuwa się po lekturze wielu na to pytanie odpowiedzi jest to, że odbiór rzeczywistości to rzecz zupełnie względna i bardzo subiektywna. Inaczej odbiera i definiuje rzeczywistość profesor inaczej kierowca miejskiego autobusu, nie umniejszając ani jednemu ani drugiemu. Inaczej odbieramy ją my a zupełnie inaczej odbierali ją dziadkowie naszych pradziadków. Czym zatem jest ta nasza rzeczywistość? Dla każdego z nas jest chyba tym, co odbieramy za pomocą naszych zmysłów i jak to ostatecznie zinterpretujemy. A zatem tym wszystkim, co odbiorą nasze receptory wzroku, słuchu, smaku, dotyku, węchu, następnie tym, co przesyłają do naszego mózgu i ostatecznie tym, co mózg, po procesie interpretacji o tym wszystkim nam „powie”. Nam, czyli naszej świadomości... Gdzie ona jest? Czy w mózgu czy gdzieś obok, tego do końca nie wiem, choć też niejednokrotnie się nad tym zastanawiam... W związku z powyższym stwierdzeniem nasuwa się szereg wątpliwości, czy powyższy układ jest w stanie dość dokładnie odwzorować rzeczywistość i czy za jego pomocą jesteśmy w stanie dojść do odpowiedzi, czym ta rzeczywistość i jaka naprawdę jest? Pokuśmy się o małą analizę poszczególnych elementów tego układu by orzec o jego skuteczności.
Zacznijmy od receptorów. Naszych własnych, osobistych czujników, które prawie non-stop towarzyszą nam w czasie naszej ziemskiej wędrówki i opowiadają nam jak tylko mogą o tym wszystkim, co nas otacza, o tym wszystkim, co się wokół nas dzieje. Czy są dokładne? Czy nas nie okłamują? Jakie mają możliwości? Czy w końcu jest ich odpowiednio dużo? Wbrew oczekiwaniom i naszym chęciom odpowiedź na to pytanie jest dość smutna.
Każdy z naszych zmysłów działa tylko w bardzo wąskim zakresie promieniowania elektromagnetycznego. Każdy z nich odbiera tylko część obrazu rzeczywistości i to z często niezadowalającą dokładnością. Widzimy tylko bardzo wąski fragment widma i nie dość, że wąski to jeszcze z godną pożałowania rozdzielczością! Narażamy się na śmieszność porównując nasz słuch ze słuchem nietoperza, o zapachach mogą nam opowiedzieć psy a niektóre owady chętnie wyśmiałyby nasze możliwość dokładności pomiaru temperatury. Do tego zadajmy sobie pytanie, czy liczba naszych zmysłów jest wystarczająca do odbioru wszystkich aspektów rzeczywistości? Jak dużo się słyszy o pozazmysłowych obszarach naszej egzystencji? Wszyscy zdajemy sobie w mniejszym bądź większym stopniu sprawę z wielu „tajemniczych” zjawisk nas otaczających, których koronnym przykładem niech będzie choćby telepatia. Mamy świadomość tego, że jest, ale czy potrafimy się nią posługiwać tak choćby jak wzrokiem czy słuchem?
Mimo wszystko jednak odbieramy jakieś bodźce z otoczenia i automatycznie poddajemy je obróbce w mózgu. Obróbka ta polega na porównywaniu tego, co widzimy, słyszymy, czujemy z tymi wszystkimi obrazami, które w mniejszym czy większym stopniu zapisały się już w gmatwaninie zwojów naszego osobistego centrum informacji. Obrazy te są porównywane i automatycznie poddawane analizie. Analiza ta z kolei, daje wynik w rezultacie którego, następuje z reguły jakaś bardzo konkretna reakcja organizmu. Tą reakcją może być ucieczka, cofnięcie ręki, uchylenie głowy, ale też zarumienienie się, dreszcz emocji czy choćby wzruszenie. Reakcje mogą być bardzo różne i uzależnione od tego, co już widzieliśmy, co przeżyliśmy, co wiemy na dany temat, jak często mamy do czynienia z takim właśnie obrazem. Nasz mózg korzysta więc jak gdyby z potężnej bazy danych, wynikającej z naszych doświadczeń, które kolekcjonujemy od momentu narodzin, ale również których część, lub tylko ich „zabarwienie” odziedziczyliśmy od naszych przodków w genach.
Inaczej podczas pięknej rozgwieżdżonej nocy wznosi swój wzrok w górę Astronauta po powrocie z Misji Księżycowej a zupełnie inaczej patrzył równie inteligentny co Astronauta, Wódz plemienia z czasów kamienia łupanego, po kolejnym udanym polowaniu. Można powiedzieć, że Astronauta patrzy „w” niebo a Wódz „na” niebo. Dla Astronauty, to wszystko, co jest „ponad” to niesamowitej wielkości przestrzeń i miejsce kolejnych wyzwań. A dla Wodza? Pewnie tylko i aż układ nieodgadnionych świateł i cieni rozłożonych na jakiejś rozpostartej nad ziemią powierzchni, na której roi się aż od niezrozumiałych potężnych zjawisk, które najlepiej traktować jak swoich „bogów”, bo przecież nigdy nie wiadomo.... Obserwacje tarczy Księżyca dla Astronauty, to doszukiwanie się miejsca, na którym jeszcze kilka dni temu lądował moduł załogowy, to wspomnienie tych chwil emocji czy wszystko przebiegnie zgodnie z procedurą. Dla wodza, to doszukiwanie się grymasu twarzy i nastroju Boga-Księżyca jaśniejącego na nocnym niebie... I Astronauta i Wódz patrzą na to samo. Ich oczy odbierają dokładnie te same bodźce. Czy patrząc na to samo widzą to samo?
Albo wyobraźmy sobie dwie inne osoby. Pierwsza to człowiek ze współczesnych nam czasów bardzo rozwinięty intelektualnie, prowadzący aktywny tryb życia, obyty we wszelkich aspektach naszego świata. Druga to jego idealny klon i o ile to może być kiedykolwiek możliwe, z totalnie „wyczyszczonym” mózgiem, w którym pozostawiono bez ingerencji tylko te obszary, które odpowiedzialne są za przebieg wszystkich procesów fizjologicznych. A zatem? Dwie wydawałoby się takie same osoby. Mają tak samo działające odbiorniki sygnałów biegnących z otaczającej ich rzeczywistości, ale czy będą ją odbierać tak samo? Czy ta rzeczywistość nie będzie się dla nich czymś różnić? Doskonale wiemy, co zrobiłby Pierwszy gdyby znalazł się na torach kolejowych i zauważył zbliżający się w jego kierunku z dużą prędkością pociąg. Co natomiast zrobiłby Drugi? Dostrzegłby najpierw na horyzoncie dziwny punkt, który w miarę upływu czasu stawałby się w miarę foremną plamą, która rosłaby w jego oczach do tego stopnia, iż po chwili zacząłby dostrzegać na niej nawet pewne ciekawe szczegóły i zupełnie nieświadomy, zaciekawiony i zupełnie nie zdający sobie sprawy z zachodzącego zjawiska... sam, stałby się zapewne dość nieforemną plamą niezgrabnie zakłócającą symetrię właśnie oglądanego przed chwilą czoła lokomotywy. Zupełnie podobne różnice w reakcjach zachodziłyby zapewne gdyby owym osobnikom pokazać dzieło sztuki, Słońce, książkę czy choćby komputer. Co natomiast działoby się gdyby pokazać im coś nowego, coś nieznanego dla każdego z nich? W reakcjach Drugiego nie byłoby zapewne większych zmian chyba, że zobaczyłby ponownie powiększającą się od horyzontu i nabierającą wielkości oraz szczegółów plamkę ;) Natomiast pierwszy najprawdopodobniej starałby się porównać zachodzące zjawiska czy oglądane przedmioty z tym co już miał przyjemność bądź też nie, przeżyć, zobaczyć, dotknąć, powąchać i starałby się na podstawie tej analizy sformułować wniosek o funkcjonalności, przydatności czy reakcjach zachodzących w nowo poznanym zjawisku.
Dwie fizycznie idealnie takie same osoby. Dwie osoby, których układy receptorów nie posiadają żadnych różnic. Czy ich rzeczywistość jest taka sama? Czy mają o niej takie samo zdanie? Czy mają taki sam jej obraz?
Podsumowując aspekt odbioru przez nas rzeczywistości można dojść do bardzo ciekawych wniosków. Okazuje się, że skoro ilość i zakresy działania naszych zmysłów są takie małe, to to, co postrzegamy w realnym świecie nie jest kompletnym tego świata obrazem. Skoro zatem nasza percepcja opiera się na tak kruchym i marnym fundamencie, cóż moglibyśmy się dowiedzieć o otaczającej nas rzeczywistości odbierając, i co ważniejsze rozumiejąc, cały zakres widma? Czego moglibyśmy się dowiedzieć posiadając sześć, siedem a może nawet i dziesięć zmysłów?
W związku natomiast z przytoczonymi wyżej przykładami czterech osób nasuwa się dodatkowo stwierdzenie, że nie jesteśmy niestety nieomylni nawet w tym zakresie widma, który rzeczywiście odbieramy, że nawet to, na co rzeczywiście patrzymy, co słyszymy czy dotykamy, nigdy nie jest do końca tym, czym jest w rzeczywistości, lecz niestety tylko tym, co jesteśmy w stanie objąć naszymi zmysłami i co ważniejsze, zinterpretować!
Skoro zatem nie odbieramy całej rzeczywistości a jedynie jej bardzo wąskie widmo i na dodatek nie możemy być dostatecznie pewni nawet tego co odbieramy, nasuwa się cała seria pytań powodujących niepokój i głębsze zastanowienie nad podstawowym problemem, a mianowicie, czym tak naprawdę jest ta nasza rzeczywistość?
Czy tym wszystkim co odbieramy naszymi wszystkimi zmysłami? Czyli tym co w postaci sekwencji impulsów elektrycznych „spływa” od naszych receptorów do naszego mózgu i jest w nim interpretowane? Zdecydowana większość z nas, powie że TAK! Ponieważ nikt z nas nie jest w stanie objąć rzeczywistości w inny sposób jak tylko w ten, jaki jest dostępny naszym zmysłom!
Gdyby tak było, a tak zapewne jest, to rzeczywistość niczym nie różniłaby się od każdego przeżywanego przez nas snu! Ponieważ sen, to przecież również nic innego jak owa, ta sama sekwencja elektrycznych impulsów, jedynie generowana samoczynnie przez nasz mózg! Dla naszego mózgu wąż ze snu jest tak samo realny jak dzwoniący na półce „prawdziwy” budzik! Stawiając zatem znak równości pomiędzy snem a klasyczną rzeczywistością, musimy zdawać sobie sprawę z ryzyka tego określenia! Ponieważ w tym ujęciu nasza rzeczywistość jest niczym innym jak przeżywanym przez nas wszystkich jednym, wielkim, wspólnym snem! A o ulotności snu wszyscy jesteśmy dostatecznie przekonani. Wystarczy jedynie zmienić źródło wpadającej do głowy owej słynnej już elektrycznej sekwencji! A czy inne źródło to inna rzeczywistość? A brak źródła? A zakłócenia? A sztuczna generacja sekwencji???
Czy w związku z powyższym, możemy bezkrytycznie i ze stuprocentową pewnością odrzucić, wydawałoby się na pierwszy rzut oka, totalnie abstrakcyjną hipotezę, o tym, że nasza rzeczywistość, w tym klasycznym ujęciu, może tak naprawdę wcale nie istnieć? Sądzę, że nie...