Tekściwo
2 marca 2021 roku, dokładnie w 22. rocznicę przystąpienia Polski do NATO, na lotnisku 33. Bazy Lotnictwa Transportowego w Powidzu, swoją pierwszą wizytę w naszym kraju odbył strategiczny bombowiec Sił Powietrznych USA - Rockwell B-1B Lancer. Samolot należący do 7. Skrzydła Bombowego (7th Bomb Wing) stacjonującego w bazie lotniczej w Dyess w Teksasie (USA) przyleciał do Powidza w ramach misji Bomber Task Force Europe z Ørland Air Force Station w Norwegii. „Bone”, bo tak w lotniczym żargonie zwykło się nazywać tę niesamowitą konstrukcję, przyleciał do Powidza w asyście dwóch polskich samolotów F-16 Jastrząb. Po wylądowaniu wykonano tzw. gorące tankowanie (hot pit refueling), czyli tankowanie bez wyłączania silników. Po zatankowaniu samolot wystartował z Powidza celem kontynuowania misji. Działania na lotnisku obserwowali między innymi: Zastępca Dowódcy Sił Powietrznych USA w Europie i Afryce generał Steven Basham, Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego generał Rajmund T. Andrzejczak oraz Zastępca Dowódcy Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych gen. broni pilot Jan Śliwka.
O wydarzeniu dowiedziałem się kilka dni wcześniej ze strony Biura Rzecznika Prasowego 3. Skrzydła Lotnictwa Transportowego. Wszystko co wiedziałem to to, że 11 marca 2021 roku do Powidza miały przylecieć z Norwegii dwa samoloty Rockwell B-1B Lancer, zatankować i odlecieć. Wiadomość ta od samego początku była objęta tajemnicą. Sytuacja przypominała mi trochę pierwsze lądowanie w Polsce samolotów F-35 w roku 2019. Odczuwałem z jednej strony ekscytację faktem, że będę miał możliwość bezpośredniego wzięcia udziału w tym doniosłym wydarzeniu, z drugiej jednak strony spory dyskomfort wynikający z obarczenia tajemnicą, której musiałem dochować. Tak chciałoby się powiadomić moich wszystkich znajomych fanów lotnictwa o nadchodzącej, a właściwie nadlatującej atrakcji…
Prognozy pogody na 11 marca nie były najlepsze. Nie były najlepsze od strony lotniczej, a od strony fotograficznej? Miałem nadzieję, że te prognozowane solidne opady deszczu sprawią, że zdjęcia zwłaszcza startów B-1B będą bardzo efektowne. Zdarzało mi się już fotografować starty Lancera, ale nigdy z zalanego wodą pasa startowego. Ruszyłem zatem na moją pierwszą w 2021 roku fotolotniczą wyprawę z nadzieją na zrobienie wyjątkowych zdjęć, by już po godzinie jazdy otrzymać telefon z Powidza z informacją, że z powodu prognozowanych niedostatecznych warunków atmosferycznych cała impreza zostaje przeniesiona o jeden dzień w prawo, czyli na piątek 12 marca. No trudno. Z pióropuszy pary wodnej powstającej w wyniku gotowania się wody na pasie startowym za czterema pracującymi na dopalaniu potężnymi silnikami „Bone’a” zapewne nici. Wróciłem do pracy, by następnego dnia wyruszyć ponownie z pełnymi: bagażnikiem sprzętu i głową pozytywnych emocji.
Atmosfera 12 marca w 33. Bazie Lotnictwa Transportowego była dość napięta. Mieliśmy świadomość, że dzieje się coś bardzo ważnego i dużego. Jedni oczekiwali przylotu amerykańskich bombowców, inni zajmowali się wizytą amerykańskiej oficjalnej delegacji. Kręciło się sporo mediów. Widziałem wozy transmisyjne TVP i TVN. Od samego przyjazdu do bazy, rozmawiałem z innymi fotografami na temat miejsc do zrobienia jak najlepszych ujęć tego dnia. Skąd najlepiej fotografować lądowanie, skąd tankowanie, a z którego miejsca start. Rozważaliśmy wszystkie warianty, które następnie zweryfikowaliśmy z ludźmi ze Skrzydła, którzy mieli się nami opiekować. Doszliśmy do jakiegoś porozumienia. Następnie przeszliśmy drobiazgową kontrolę i pojechaliśmy na lotnisko. Wielką zaletą i jednocześnie wadą lotniska w Powidzu jest fakt, że jest ono potężne! Dwa pasy startowe w tym ten najdłuższy w Polsce, to świetna opcja dla lotnictwa, ale już gorsza dla fotografii lotniczej. Ciężko jest tak podejść, by być blisko akcji. Trzeba zawsze znaleźć kompromis pomiędzy fotograficznymi chęciami, a zasadami bezpieczeństwa. Najpierw jednak musieliśmy szybko wymiksować się z udziału w oficjalnych uroczystościach w hangarze, w których udział miał wziąć sam Zastępca Dowódcy Sił Powietrznych USA w Europie i Afryce generał Steven Basham i pojechaliśmy do wyznaczonej strefy, z której mieliśmy fotografować przylot i lądowanie Lancerów. Pogoda nie zachęcała nawet do wysiadki z samochodu. Wiał silny wiatr, zacinało deszczem i gradem. Rzuciłem okiem na niebo. Nadzieję na choć minimalną poprawę dawała zbliżająca się w naszą stronę dziura w chmurach, która jak się już za chwilę okazało, rozgościła się nad Powidzem na dobre. Aż za bardzo. Kilkanaście minut później wszystko było skąpane w pięknym słoneczku, a plany fotografowania startów w strugach deszczu coraz bardziej się oddalały. Niestety już w tym momencie wiedzieliśmy, że do Powidza przyleci tylko jeden Lancer. Drugi z nieznanych nam przyczyn musiał zawrócić. Docierały do nas też inne sprzeczne wiadomości. Że przyleci i nie będzie lądować, że w ogóle nie przyleci, że nie wiadomo co. Tak czy siak rozglądałem się za najlepszą miejscówką. Padło na tę na dachu schrono-hangaru.
Po chwili oczekiwania naszym oczom ukazała się oczekiwana formacja: Rockwell B-1B Lancer w asyście dwóch polskich F-16 Jastrząb. Formacja przeleciała nad pasem i odleciała. Po chwili nad lotnisko wróciły nasze F-16 prezentując zaniechane lądowania i również odleciały. Wyglądało na to, że to już wszystko.
Po chwili jednak dotarła do nas wiadomość, że B-1B jednak wyląduje, ale musi odczekać na zakończenie uroczystości w hangarze. W końcu Lancer ponownie pojawił się w osi powidzkiego pasa. Tym razem prezentując mechanizację skrzydeł zwiastującą mające za chwilę nastąpić pierwsze lądowanie na polskiej ziemi. Jeszcze chwila i już jego koła wzbiły kłęby białego dymu znacząc moment przyziemienia.
Zbiegliśmy z naszej górki i udaliśmy się na przedłużenie drogi kołowania. Na jej końcu, w roztrzęsionym termiką powietrzu zaczęła powoli majaczyć niewyraźna sylwetka naszego wyjątkowego gościa. Z każdą sekundą sylwetka rosła i stawała się coraz wyraźniejsza. Po chwili „Bone” nie mieścił mi się już w wizjerze aparatu! Zjechał na płaszczyznę przygotowania samolotów, na której czekała już na niego cysterna z paliwem. Od tej chwili czas zaczął biec szybciej, gdyż tankowanie nie mogło trwać długo.
Najpierw w ekspresowym tempie przedostaliśmy się w pobliże płaszczyzny, na której stał Lancer celem zrobienia mu dosłownie kilku zdjęć podczas samego tankowania.
Następnie przemieściliśmy się na drugą stronę tego potężnego lotniska i przeszliśmy spory kawałek, by dotrzeć do zaplanowanej miejscówki foto. Chcieliśmy uwiecznić start B-1B mając słońce za plecami. Po dotarciu na miejsce naszym oczom ukazał się piękny widok. Niebo usłane wszelkimi rodzajami chmur wraz ze sporą połacią czystego błękitu nad nami i gdzieś daleko sylwetka kończącego swoje gorące tankowanie „Bone”. W ogóle cały dzień podziwiałem to, co działo się nad naszymi głowami. Nie myślę tu tylko o operacjach lotniczych, ale też właśnie o tych pogodowych. Niebo szalało. Nad nami czysty błękit, ale dookoła chmury każdego rodzaju, do tego zmieniające się bardzo dynamicznie.
Z zachwytów nad tymi pogodowymi cudami wyrwał mnie szum komunikacji radiowej pomiędzy naszym gościem a wieżą kontroli lotów. „Huzar-1”, bo takim godnym callsignem oznaczony był Lancer, zgłosił swoją gotowość do wykołowania. Po chwili mogliśmy obserwować jak majestatycznie przemieszcza się na początek pasa startowego. Ostatnie przygotowania do startu i w wizjerach naszych aparatów zobaczyliśmy potężne zamieszanie w powietrzu za sylwetką bombowca wskazujące na włączenie dopalaczy w jego potężnych silnikach. Po chwili dobiegł naszych uszu też i szum pracy tych wspaniałych urządzeń, z każdą sekundą narastający i przeradzający się w miły dla ucha i żołądka huk. Gdy Lancer minął miejsce w którym staliśmy, naszym oczom ukazało się źródło tego wyjątkowego dźwięku. Cztery dysze silników, które rozpalają nie tylko cząsteczki powietrza, ale też emocje tak wielu entuzjastów lotnictwa wojskowego na całym świecie. Po chwili nasz gość mknął już po artystycznie umalowanym chmurami niebie w sobie tylko znanym kierunku i celu. „Huzar-1” - goodbye i do widzenia!
>>> Galeria wszystkich zdjęć z tego wydarzenia